Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12
WŁ. ST. REYMONT

szych poduszeczek, przez których szydełkowe poszewki przeświecała purpura wsypek; wielki dywan, z różnokolorowych sukiennych kwadratów wisiał nad łóżkiem i stanowił tło dla obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej i dla kilkunastu fotografii Korczewskiego w różnych rolach, oprawionych w laubzegowe ramki.
— Mieliście radzić, to radźcie, słucham! — zawołała niecierpliwie. — Zakrzewski, chodźno pan! Jakie pan ma włosy! ha! ha! — Śmiała się, bijąc piętami w kosz.
Zakrzewski przejrzał się w lusterku i zaczął śpiesznie przygładzać włosy.
— Chodź pan do mnie. Dawaj pan grzebień, prędko!
Zakrzewski usiadł obok niej,