Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/170

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    164
    WŁ. ST. REYMONT

    — Wiem niby wiele, ale ileż może być rzeczy, których nie wiem! których moja ślepota nie widziała, moja ufność nie przypuszczała nawet! — myślał, szczękając z bólu zębami.
    — Cóż to za medytacye? Dzień dobry pan!
    Drgnął gwałtownie, podniósł głowę. Stały przed nim strojne, piękne, uśmiechnięte doktorówny, z życzliwością wyciągając do niego ręce.
    — Głowa mnie bolała; wyszedłem się przejść — tłómaczył się niechętnie.
    — Szczęśliwy ból, bo nam pana dał w niewolę, z której nieprędko wypuścimy.
    — Dlaczego to pan wczoraj nie był łaskaw przyjść do nas?