Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
10
WŁ. ST. REYMONT

zerwała z głowy futrzany czarny kołpaczek i rzuciła nim w twarz Jańcia, który nieznacznie się jej przypatrywał i gryzł papierosa, poprawiła grzebyki w jasnych jak len, popielatych włosach, które niesfornymi kosmykami, nastroszone, puszyste, spadały jej na czoło, zakrywały skronie i jak popielate płomyki pełzały po białym karku, wychylającym się z zielonej sukiennej bluzki, ściśniętej paskiem w stanie.
Wytarła wilgotną od śniegu twarz i obciągała bardzo starannie bluzkę.
— Lili niema dzisiaj gorsetu! — szepnął Jańcio cynicznie.
— Łobuz! Dyrektorowo! niech on nie patrzy na mnie! — zawołała, rumieniąc się i osłaniając