Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
99
LILI

poszedł za parawan, stała przy łóżku, zapatrzona z przysłoniętemi oczami w jakąś dal nieznaną; łzy płynęły jej po twarzy, ale słodki, dziwny uśmiech wił się po jej rozpalonych ustach.
— Lili! Lili! — szeptał cicho i szedł ku niej, wyciągając ręce; skoczyła ku niemu, objęła go rękami za szyję i zawisła mu na ustach w długim pocałunku; wreszcie odbiegła i aby ukryć wzruszenie, choć drżąca cała, rozpakowała paczki, porozkładała wino, bakalie i wędliny, i strucle na stole, i stając przed nim, zawołała grubym, basowym głosem, naśladując Korniszona i gładząc się jego zwyczajem po głowie:
— Zakrzewski! to jest szlache-