Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed sobą kąt spokojny i przy boku — narzeczoną innego! Przecież jej ze sobą do grobu nie zabierze — myślał. — A kobiety, choćby kochały, gdy ukochanego nie stanie... zapomną! Teraz, po słowach Naczelnika, widział tak jasno, tak mu się wszystko logicznie jedno z drugiego wysnuwało, że ani przypuszczał, iż może przyjść coś, co mu ten cały gmach rozwali...
...Cóżby mi mogło przeszkodzić? Józef umrze, dni jego policzone — i ze szczególną troskliwością badał wszystkie objawy choroby. Nie widział już nic niemożliwego. Wstąpiła weń otucha, ruchliwość i pragnienie życia czynnego. Zaznajomił się przy pomocy zawiadowcy, który dość często odwiedzał Józefa, ze wszystkimi na stacji. Zrobił z siebie miłego, ujmującego kompana, chętnie zapraszanego na karciane posiedzenia, korzystał z tego, aby móc częściej, poza domem Józefa, spotykać Adę. Ona zaś, o ile w obecności Józefa była chłodną, powściągliwą, unikającą nietylko słów, ale i spojrzeń, o tyle gdzie indziej sta-