Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 48 —

szkaniu spożywał obiady, palił dobry tytoń.
Z przyjemnością spoglądał w lustro, widząc twarz swoją wypełniałą, białą, delikatniejszą. Śmiał się sam z siebie, ale z pewnem zajęciem śledził, jak dobre odżywianie wpływało na niego. Miał głód, zimno, niewygody. — Dostał jeść, ciepłe mieszkanie, uprzedzającego przyjaciela — Używajmy! — zawołało w nim zwierzę. — Hola! ogryzajmy kość rzuconą zwolna, a myślmy, jak się dostać do mięsa!
Nie pokazywał się na stacji, spostrzegłszy, że zwraca uwagę swym zaniedbanym wyglądem. Litościwe spojrzenia oburzały go do głębi. Byłby kopał ludzką głupotę, a że nie mógł, więc tylko gniew oblewał mu twarz rumieńcem. Zaciskał pięści. Złość wkradała mu się do duszy i chęć zemsty. Walczył ze sobą. Znajdywał jeszcze w sobie męstwo powstrzymywania się, odpędzania myśli, ale marzeń ponurych nie mógł się pozbyć...
Jakoś w miesiąc po jego zainstalowa-