Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 39 —

wiedliwiając — mam jej aż nadto. Wybierz...
Jan przerwał mu dość szorstko.
— Dziękuję, ale nie mogę i nie chcę...
— Nie robię ci podarunku, ale pożyczam, przyjdą lepsze czasy, to mi oddasz.
— Jeszcze raz dziękuję ci serdecznie. Jest to przyjacielska usługa, poznaje cię w tem, ale mnie w obecnem położeniu wydałaby się jałmużną.
— Mógłbyś wziąć!
— Tak, ale nie wiem, czy mógłbym oddać.
— Bo... bo... w tych dniach ma przyjechać Ada z matką, odwiedzić mnie.
— Ah! rozumiem — moja prezencja jest niemożliwą w tem ubraniu!
— Oh, nie! ale kobiety...
— Ależ nie będę cię krępował, wyjdę sobie na czas ich wizyty.
— Kiedy właśnie mnie chodzi o to, abyś je mógł poznać, ciekaw jestem wrażenia, jakie zrobią na tobie.
— Mój Józiu, poco mi to? Jestem dziś