Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

księdza, wychodzącego z kościoła, i zakonnicę.
— I żadna się nie boi starego kraju? — indagowała z ciekawością Merka.
— I czego miałabym się bać? Na lepsze jadę. Kupimy sobie gospodarstwo, i nie będzie już tego strasznego harowania świątek i piątek.
— Każdemu jeszcze się uśmiecha pożyć z parę lat po ludzku, na swojem.
— W Ameryce tylko dobrze żydom i Ajryszom, a może i Niemcom.
— Nie mówcie, Ameryka przytuliła nas wszystkich — stanął w obronie Frank.
— Ale z każdego wysysa zdrowie i siły! Każdy pracuje za dwóch.
— I tylko dorabia Ajryszów i żydów. Ochłapa mu rzuca, i kontent z tego.
— Ja do Polski już nie powrócę, tutaj moi wszyscy pochowani, to i ja przy nich się położę, ale powiem, że młodzi powinni wrócić do starego kraju, tam nowe czasy nastały, i obrotnych, pracowitych ludzi brakuje! Nasz naród jest dobry, ale