Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 16 —

to słońce, wiosna, swoboda, uczył się, był głupi. — Myślałem, że, skończywszy szkoły, znajdę z łatwością pole pracy. Znalazłem — wszystkie drzwi zamknięte! Pukałem wszędzie, gdzie mogła być praca — napróżno! Odprawiano mnie prostem «niema» lub uśmiechem szyderczym, że byłem tak naiwny, aby bez protekcji starać się o posadę. Pocóż więc było mi się uczyć? I bez wiedzy można umieć zdychać z głodu. Wiedza to potęga, lecz niezaprzeczona, prawdziwa potęga, to plecy wpływowych osób. — Tyle goryczy było w jego głosie, w tych krótkich, urywanych zdaniach brzmiał ból i beznadziejna rozpacz — twarz mu pałała, ręce drżały, a całe ciało wstrząsały dreszcze gorzkich przypomnień. Oczy świeciły ponuro, zamatowane łzami, siność twarzy przeszła w fiolet, a cała postać wyprostowała się. Stał nawprost okna, oblany ostatniemi blaskami zachodzącego słońca, jak w purpurę, odziany w swą nędzę, stał jak uosobienie starej, odwiecznej niedoli ludzkiej.