Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 321 —

gromnicy i obrazek Częstochowskiej do ręki i nową koszulę, suty wełniak, czepek, bujnie ururkowany nad czołem, wraz z chustą do zawiązania i zupełnie nowe trzewiki, wszyćko śmiertelne wiano, użebrane przez całe życie, rozłożyła koło siebie, ciesząc się każdą rzeczą i chwaląc przed kobietami, zaś czepek nawet przymierzyła i, przejrzawszy się w lusterku, szepnęła wielce szczęśliwa:
— Będzie galancie, na sielną gospodynię patrzę.
Przykazała, bych ją w te skarby przystroili jutro, zaraz od samego rana.
Juści, co nikto się jej nie sprzeciwił, chodzili kole niej na palcach, umilając jej te ostatnie chwile, jak jeno poredzili.
Jasio przesiedział przy niej do zmierzchu, czytając w głos modlitwy, powtarzała za nim, zasypiając co chwila z jakimś leciuśkim pośmiechem.
A gdy zasiadali do wieczerzy, zapragnęła jajecznicy, juści, że jeno dziobnęła raz i drugi, odsuwając jadło odrazu, i już cały wieczór leżała cichuśko, dopiero, kiedy zabierali się do spania, przywołała Tomka.
— Nie bój się, nie będę ci zawadzała długo, nie — wyrzekła lękliwie.
Na drugi dzień z rana przybrali ją, jak przykazała, położyli ją na Kłębowej łóżko, a na jej własnej pościeli, sama pilnowała, żeby wszystko było, jak się patrzy, sama strzepywała, drżąc, chudą pierzynę, sama nalała wody święconej na talerz i położyła na nim kropidło, a spenetrowawszy, że już jest, jak być powinno w taką godzinę u gospodarzy, poprosiła o księdza.