Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 132 —

Westchnął i poszedł za nią; powiodła go najpierwej do stajni, kaj parskały trzy konie, a w zagrodzie kręcił się źrebak; potem do pustej obory, zaś jeszcze potem do stodoły, do tegorocznego siana; zaglądał nawet do chlewów i pod szopę, gdzie stały różne narzędzia i porządki.
— Bryczkę trza będzie przetoczyć na klepisko, bo się docna rozeschnie.
— A bo to raz przykazywałam Pietrkowi? Cóż, kiej me nie słuchał.
Zaczęła zwoływać prosięta i drób, sielnie się przechwalając dużym przychowkiem, a kiej i to obejrzał, rozpowiedała szeroko o polnych robotach, gdzie co posiane i wiela każdego zosobna, pilnie przytem naglądając mu w oczy i wyczekująco, ale on sobie wszyćko poukładał w głowie po porządku, przepytując jeno o to i owo, a dopiero wkońcu rzekł:
— Jaże uwierzyć trudno, żeś to wszystkiemu sama uredziła!
— La ciebie tobym i więcej zmogła — szepnęła gorąco, strasznie rada z pochwały.
— Chwat z ciebie, Hanuś, chwat! anim się spodział, coś taka.
— Było potrza, to juści co człowiek kulasów nie pożałował.
Obejrzał nawet sad, pełen wiśni już przez pół czerwonych, i grzędy, kaj rosły cebule, pietruszka i kapuściane wysadki.
Wracali już zpowrotem, gdy, przechodząc kole ojcowej strony, zajrzał do środka przez wywarte okno.