Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 408 —

— I niejedną wypominał... jaże pięściami wytrząchał... Przykarcać głośno i na drugie kamieniami frygać to każden sprawny... jeno złemu przeszkodzić niema komu — zmartwiona była głęboko i zła — Ale wójta to ni słowem nie tknął, a on tu zawinił najbarzej — dodała ciszej.
Mateusz zaklął siarczyście i, chociaż chciał jeszcze o coś pytać, zbrakło mu odwagi. Szli w milczeniu. Hanka czuła się głęboko dotknięta całą sprawą. — „Juści, że Jagna grzeszyła, juści, że trzeba ją było skarcić, ale żeby ją zaraz wypominać z ambony prawie po imieniu... tego już za wiele... Borynową była żoną, nie jakąś latawicą...“ — myślała rozżalona. Co pomiędzy nimi było, to ich sprawa, a drugim wara od tego.
— Magdy ni młynarzowych dziewek to nie wypomina: wiadomo przeciek, co wyrabiają! A na dwórki z Woli też nie wygraża pięściami, zaś o dziedziczce z Głuchowa, choć cały świat wie, jak się tłucze z parobkami, głosu nie podniesie! — mówiła w najgłębszem oburzeniu.
— To prawda, i Tereskę wypominał? co? — ledwie dosłyszała pytanie.
— Obiedwie wypominał; wszyscy pomiarkowali, o kim gada.
— Ktoś go musiał na nią podmówić — zaledwie zdzierżył wzburzenie.
— Powiedali, że to Dominikowej robota, albo i Balcerkowej; jedna się mści na tobie za Szymka i Nastkę, zaś druga chciałaby cię odciągnąć do swojej Marysi.