Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 372 —

Walili ciężką, rozśpiewaną ciżbą głów, kiejby tą rzeką mieniącą się od farb, zaś środkiem, niby łódź na fali, płynął czerwony baldach i chwiały się chorągwie, obrazy i święte figury całe w tiulach a kwiatach.
Parli się w tłoku wielkim, głowa przy głowie, ledwie już dysząc z żaru i ciasnoty, ale śpiewając z całego serca, całą mocą, wszystkiemi gardzielami, że zdało się, jakoby wraz z nimi świat cały śpiewał chwałę Panu — jakoby te lipy wyniosłe, te czarne olchy, te rozgorzałe w słońcu wody, te śmigłe brzózki, te sady niskie, i pola zielone, i dalekości okiem nieobjęte, i chałupy, i wszystko, co ino było, dokładało swój wtór serdeczny, nabrzmiały radością, że pieśń ogromna rozlewała się skłębionym grzmotem w rozżarzonem powietrzu i ku blademu niebu do słońca się podnosiła.
Aż liście trzęsły się od głosów i ostatnie kwiaty z drzew leciały.
Przed Borynami ksiądz odczytał pierwszą Ewangelję i, odpocząwszy ździebko, powiódł naród do młynarzowego ołtarza.
Upał się był jeszcze podniósł, że już zgoła wytrzymać było niesposób, i kurz zapierał gardziele, słońce zbielało i po jasnem niebie jęły się zaciągać białawe, długie smugi, a rozprażone powietrze trzęsło się i mieniło w oczach, kiej wrzątek — na burzę się zbierało.
Już z dobrą godzinę ciągnęła się procesja, i choć już ustawali ze spieki, a choć i sam proboszcz spotniały był i czerwony jak burak, ale obchodzili zwolna, po-