Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 366 —

Macieja, ale dojrzawszy Jagusię, śpiącą w ubraniu, przywarła drzwi i poomacku rozebrała ją starannie.
— Niech Bóg broni takiej doli! — myślała potem z dziwną litością i jeszcze parę razy tego wieczora zaglądała do niej.
Jagustynka musiała cosik zmiarkować, bo rzekła, jakby niechcący:
— Jagna bez grzechu nie jest, ale wójt najwinniejszy.
— Prawda, i jemu powinni zapłacić za wszystko, jemu! — przytwierdzała tak zajadle Hanka, jaże Pietrek spojrzał na nią dziękczynnie.
I dobrze utrafiły, bo dopóźna w noc stary Płoszka i Kozły latały po wsi, podburzając ludzi przeciw niemu. Płoszka nawet do chałup zachodził i nibyto żartami gadał:
— Udał się nam wójt, w całym powiecie nie najdzie większego chwata!
A że jakoś niebardzo mu basowali, do karczmy pociągnął. Było już tam kilku pomniejszych gospodarzy, postawił im gorzałki raz i drugi, aż kiej się podcięli, swoje jął wykładać:
— Wójt nam się sprawia? co?
— Nie pierwszyzna mu przecież! — rzucił ostrożnie Kobus.
— Trzymam o nim swoje i nie puszczę z gęby, trzymam! — mruczał podpity ździebko Sikora, wspierając się ciężko na szynkwasie.
— Trzymaj se i co drugiego w zębach: nikto ci nie wydziera! — buchnął Płoszka i już cicho jął pod-