Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 340 —

A Dominikowa jaże pożółkła ze złości a zmartwienia, bo w żaden sposób zmóc się nie dawali, a przytem, miasto w kościele przesiadywać i po kumach, jak przódzi, musiała teraz robić kole gospodarstwa. Jagusię cięgiem przyzywała do pomocy. Ale i córka nie szczędziła jej zgryzot i wstydu. Paczesiowa trzymała wójtową stronę, nawet świarczyła przeciwko Kozłom, gdyż była przy bitce i opatrywała wójtów.
Pietr też często wieczorami zaglądał do niej, niby to na poredy, a głównie by Jagusię wywołać i prowadzić się z nią na ogrody.
Na wsi się nic nie ukryje, dobrze wiedzą, z czego się kurzy i kaj, to i zgorszenie z tych grzesznych jamorów rosło coraz barzej i dobrzy ludzie już nieraz ostrzegali starą.
Mogła to zapobiec, kiej Jagna mimo próśb i błagań robiła jakby na złość. Wolała bowiem grzech najcięższy i obmowy ludzkie, niźli przesiadywanie w tej obmierzłej chałupie mężowej. Złe ją porwało i niesło, a nikto nie był mocen powstrzymać.
Hance to nawet szło na rękę i nawet często o tem rozpowiadała przed ludźmi.
— Niech się zabawia, póki wójtowi nie wzbronią tracić gromadzkie. Dyć jej niczego nie żałuje i zwozi z miasta, co ino może, we złotoby ją oprawił. Niech se używają i końca patrzą. Co mi tam do nich!
Juści, mało to ją własnych zmartwień żarło! Nie żałowała pieniędzy la adwokata, a jeszcze nie wiada było, kiej się Antkowa sprawa odbędzie i co go czeka?