Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 304 —

poczciwy, troskał się o nią, wypytywał o wszystko, co się dzieje w domu, przesyłał pozdrowienia znajomym i buchał radością powrotu, a wkońcu Grzela dopisywał prosząc, by zawiadomiła jego ojca o powrocie. Chudziaczek nie wiedział, co się stało z Maciejem.
Zaś Tereskę, te ciepłe, poczciwe słowa prażyły kiej baty i do ziemi przyginały. Mocowała się, by nie poznali po niej, by zdzierżyć spokojnie tę wieść straszną, ale zdradliwe łzy same jakoś pociekły rozpalonemi paciorkami.
— Jak się to cieszy z powrotu chłopa! — szepnęła urągliwie organiścina.
Teresce jeszcze rzęsistszy grad posypał się z oczu. Uciekła biedota, aby krzykiem nie wybuchnąć i długo się tuliła kajś w opłotkach.
— Co ja teraz pocznę, sierota? co? — wyrzekała z bezradną żałością.
Juści, chłop wróci, dowie się o wszystkiem! Strach ją porwał, jako ten zły, luty wicher. Jasiek był poczciwy, ale zawzięty jak wszystkie Płoszki: krzywdy nie przepuści, jeszcze go zabije! Jezus, ratuj, Jezus! Ani pomyślała o sobie. Popłakując a szarpiąc się w sobie, znalazła się u Borynów. Hanki nie było: pojechała do miasta jeszcze wczas rano; Jagna też u matki robiła, że w chałupie była jeno Jagustynka z Józią: płótno zmoczone rozpościerały w sadzie.
Powiedziała o Grzeli, chcąc się wynieść czem prędzej, ale stara odwiedła ją na bok i dziwnie dobrotliwie szepnęła:
— Tereska, opamiętaj się, miejże rozum, ozorów