Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 301 —

— A może ino o pieniądze pisze!
Szła coraz wolniej; mężowy list tak jej ciężył a parzył, co cięgiem przekładała go z za gorsu do rąk i aż w róg chustki zawinęła.
U organistów jakby nikogo nie było: drzwi stały powywierane do pustych izb, że tylko w jednej, kaj okno było przysłonione spódnicą, ktosik chrapał rozgłośnie z pod pierzyny. Z nieśmiałością przesunęła się przez sień, rozglądając się po podwórzu, tylko dziewka siedziała przed kuchnią z kierzanką między kolanami, masło wybijając, i oganiała się gałęzią przed muchami.
— A kaj to pani?
— Na ogrodzie, zaraz ją tu posłyszycie...
Tereska pobok stanęła, miętosząc list w ręku i chustkę naciągając barzej na czoło, gdyż słońce wyłaziło z za budynków.
Z księżego podwórza, płotem jeno odgrodzonego, roztrzęsały się wrzaskliwe głosy drobiu, kaczki trzepały się w kałużach, młode indyczki biadoliły kajściś pod płotem, zaś indory, gulgocąc, rozczapierzały skrzydła, podskakując zajadle ku prosiętom, wylegującym w błocie, gołębie podrywały się z przed stodoły, krążyły w powietrzu i spadały co trocha na czerwone dachy plebanji, kiej ta chmura śniegowa. Wilgotnawe a rzeźwe ciepło buchało z pól, sady rozkwitłe pławiły się w słońcu, jabłonie, obwalone kwiatem, wynosiły się z zieleni, kiej białe chmury, opylone zorzami; pszczoły z cichuśkim brzękiem leciały na pracę, kajś już i motyl zamigotał, kiej ten płatek kwiatowy, to