Zasłuchali się, nie ważąc odsapnąć, ni poruszyć się z miejsc i całą duszą pijąc te słowa miodne, jak wyschła ziemia pije dżdże rosiste i ciepłe.
On zaś, prawie niewidny la oczu, uroczystym, cichym głosem powiadał:
— „Po zimie zwiesna przychodzi każdemu, któren jej czeka w pracy, modlitwie a gotowości.“
— „Dufajcie, bo pokrzywdzone zawżdy górę wezmą.“
— „Ofiarną krwią i trudem trza posiewać człowieczą szczęśliwość, a któren posiał, wzejdzie mu i czas żniwny miał będzie.“
— „Ale kto jeno o chleb powszedni zabiega, do stołu Pańskiego nie siądzie.“
— „Kto ino wyrzeka na złe, nie czyniąc dobra, ten gorsze zło rodzi.“
Długo powiadał, a tak mądrze, że nie spamiętać, i coraz ciszej a rzewliwiej, że zaś go noc całkiem okryła, to się zdawało, jakoby ten głos święty z ziemie wychodził, albo że to głos pomarłych pokoleń Borynowych, co w noc tę Zmartwychwstania Bóg je na świat odpuścił i prawią teraz ze zmurszałych ścian, z drzew pochylonych, z gęstej nocy, ku przestrodze a opamiętaniu rodzonych.
Dusze się wszystkie ważyły na tych słowach, bijących w serca jak dzwon, i niesły się w omroczone utęsknienia, w niepojęte dziwy marzeń.
Nikto nie dosłyszał nawet, że psy zaczęły w całej wsi ujadać, ktoś krzyczał na drogach i zadudniały bieganiny.
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/199
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 197 —