patrywały pilnie komory, coby karczmarzowi przedać, albo do miasta wywieźć na ten grosz potrzebny. Nawet już kilka kobiet pojechało zaraz po obiedzie, wioząc cosik pod słomą na przedanie.
— By was tam gdzie drzewo nie przywaliło! — ostrzegał Rocho Gulbasową, przejeżdżającą właśnie taką mizerną koniną, że ledwie szła pod wiatr.
I skręcił zaraz do jej chałupy, dojrzawszy, że dziewczyny, wylepiające szpary, nie mogą sięgnąć nad okna. Pomógł im w tem i jeszcze wapno w szaflu rozrobił do bielenia ścian i galanty pendzel wyrychtował ze słomy.
I polazł dalej.
U Wachników gnój wywoziły na pobliskie pole, ale tak sprawnie im to szło, że połowa wytrząchała się z desek po drodze, a dzieuchy we dwie konia za uzdę ciągnęły, bo słuchać pono nie chciał. Wszedł tam Rocho, gnój na wozie oklepał, jak się należało, i konia batem złoił, iż ciągnął posłusznie, kiej dziecko...
U Balcerków znowu Marysia, ta, co po Jagnie Borynowej za najgładszą była we wsi uważana, siała groch tuż za płotem w czarną i sielnie znawożoną ziemię; jeno, że się ruchała, kiej mucha w smole, okręcona na głowie w chustkę i w ojcowej kapocie do ziemi, by jej kiecki nie rozwiewało.
— Nie śpiesz się tak, jeszcze wydolisz!.. — zaśmiał się, wchodząc na zagon.
— Jakże... kto groch sieje w wielki wtorek — za garniec zbierze worek! — odkrzyknęła.
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.
— 117 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/a3/W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont-Ch%C5%82opi_Tom_III.djvu/page119-646px-W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont-Ch%C5%82opi_Tom_III.djvu.jpg)