Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 100 —

kropli mleka w piersiach nie ma, a krowa dopiero na ocieleniu... I wszędzie tak źle, a u komorników to już trudno wypowiedzieć... Ni komu robić, ni gdzie zarobić, ni grosza ni poratunku znikąd... Mógłby już to Jezus sprawić, by choć letką śmiercią pomarły, nie męczyłby się naród co najbiedniejszy.
— A komuż się to we wsi przelewa? wszędzie bieda i ten skrzybot serdeczny.
— Hale, i gospodarze turbacje niemałe mają... jeden się frasuje, czemby lepszem kichy nadziać, a inszy, komuby na większy precent pieniądz rozpożyczył, ale żaden się nie poturbuje o biedotę, chociaby ta pode płotem zdychała... Mój Boże, w jednej wsi siedzą, przez miedzę, a nikomu to śpiku nie psuje... Juści, każden Jezusowi ostawia starunek o biedotę i na zrządzenie boskie zwala wszystko, a sam rad przy pełnej misce brzuchowi folguje i choćby ciepłym kożuchem uszy odgradza, by ino skamlania biedujących nie posłyszeć...
— Cóż poredzić? któryż to ma tylachna, by wszystkiej biedzie zaradził?
— Kto nie ma chęci, ten wie, jak wykręci! Nie do was piję, nie na swojem siedzicie i dobrze wiem, jak wam ciężko, ale są takie, coby mogły pomóc, są: a młynarz, a ksiądz, a organista, a drugie...
— By im kto podsunął o tem, to możeby się zlitowały... — tłumaczyła.
— Kto ma czujną duszę, ten sam dosłyszy wołanie cierpiących, nie potrza mu o tem z ambony krzykiwać! Moiściewy, dobrze one wiedzą, co się z narodem biednym dzieje, boć tą biedą ludzką się ano pasą