Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 293 —

z drzewa wyrzezał, jeno oczy gorzały bystro a sucho i usta zacinały się mocno, opadła przytem docna z ciała, że szmaty wisiały na niej kiej na kołku.
Powstała znowu do życia, ale i na wnątrzu przemieniona, bo choć dawną duszę miała jakby zetloną na proch, to w sercu poczuła jakąś dziwną, nieodczuwaną dawniej moc, nieustępliwą siłę życia i walki, hardą pewność, że przemoże i weźmie górę nad wszystkiem.
Przypadła zaraz do dzieci, popłakujących żałośnie, ogarnęła je sobą i dziw nie zadusiła w całunkach i wraz z niemi buchnęła długim, słodkim płaczem, to jej dopiero ulżyło i powróciła do pamięci.
Uporządkowała prędko izbę i poszła do Weronki dziękować za dobre serce i przepraszać za dawne winy; zgoda wnet nastąpiła, nie dziwiła się temu siostra, a jeno tego nie mogła zmiarkować, że Hanka się nie skarżyła na Antka, nie pomstowała, nie wyrzekała na dolę, nie, jakby te rzeczy umarły dawno i padły w niepamięć, tyle, co wkońcu powiedziała twardo:
— Tak się teraz czuję, kiej wdowa, to juści, że już sama muszę się poturbować o dzieciach i o wszystkiem.
I wkrótce jeszcze tego dnia na odwieczerzu poszła na wieś do Kłębów i inszych znajomków, by się przewiedzieć, co się tam z Boryną dzieje... boć dobrze zapamiętała jego słowa, wyrzeczone wtedy, przy rozstaniu.
Ale nie poszła zaraz do niego, przeczekała jeszcze dni parę, wagowała się bowiem nawijać mu się przed oczy tak prędko po wszystkiem.