Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 254 —

rzał! A jak szli rano do spowiedzi z Boryną, spotkali go przed kościołem... z miejsca zawrócił jak przed złym psem... A może?... Niech szczeka kiej taki, niech szczeka!..
Zaczęła się buntować przeciw niemu, ale znagła, wspomnienia tego wieczora, kiedy wracali z obierania kapusty od Boryny, buchnęły jej do mózgu i zatopiły ją całą w ogniu i obwinęły jej duszę z taką mocą, a tak wyraziście w niej odżyły, że rady sobie dać nie mogła... aż ni stąd ni zowąd ozwała się do matki:
— Wiecie, a to po ślubie włosów mi nie obcinajcie!
— Hale, co mądrego umyśliła! — Słyszano to, żeby dziewce włosów nie ucięto po ślubie!
— A po dworach i miastach nie obcinają!
— Pewnie — juści, bo im tak trzeba do rozpusty — żeby ludzi mogły ocyganiać i za co inszego się wydawać. — Ale, będzie tu nowe porządki zakładała! Dworskie pannice niechta z siebie cudaki robią i pośmiewisko, niechta z kudłami jak żydowice jakie chodzą — wolno im kiej głupie, a tyś gospodarska córka z dziada pradziada, nie żadne miejskie pomietło, toś robić winna, jak Pan Bóg przykazał, jak zawżdy w naszym gospodarskim stanie się robiło... Znam ja te miejskie wymysły, znam... jeszcze nikomu one na zdrowie nie wyszły! Poszła w służbę do miasta Pakulanka i co?... Mówił wójt, jaki papier przyszedł do kancelarji, że dzieciaka udusiła i w kryminale siedzi... albo i ten Wojtek, Borynów krewniak po siostrze, dorobił się w mieście sielnie, że teraz po wsiach po proszonym