Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 196 —

— A Pan Jezus rzekł: weź se robaku niewiastę, żeby ci się chudziaku nie cniło samemu. Amen! — bełkotał Jambroży, ale że więcej godziny popijał, to juści, że w języku ni w nogach mocny już nie był.
Zaraz też na szynkwasie Żyd postawił arak, i słodką, i asencję, a do tego śledzie, placek z szafranem i jakieś wymyślne kukiełki z makiem.
— Jedzta, pijta, ludzie kochane, braty rodzone, krześcijany wierne! — zapraszał Jambroży. — Miałem i ja kobietę, ino już całkiem nie pomnę gdzie... widzi mi się, że we Francji... nie, w Italji to było, nie... alem teraz ostał sierotą... Powiedam wam, że co starszy krzyknął: Szlusuj!
— Pijcie-no ludzie! Pietrze, zaczynajcie — przerwał mu Boryna, przyniósł za całą złotówkę karmelków i wtykał je Jagusi w garście. — Naści, Jaguś, słodziusieńkie są, naści.
— Hale... szkodujecie się... — Wzdrygała się.
— Nie bój się... stać mnie na to, obaczysz sama... naści... a jużby la ciebie i ptasiego mleka nalazł... już ci ta u mnie krzywdy nijakiej nie będzie... — zaczął ją wpół brać a niewolić do picia i jadła. Jagna spokojnie wszystko przyjmowała, zimno i obojętnie, jakby to nie jej zmówiny były dzisiaj. Jeno tylko jedno pomyślała, czy stary te korale, o których na jarmarku wspominał, da przed ślubem.
Gęsto pić poczęli, jeden po drugim i na przekładankę arak ze słodką, i wszyscy wraz mówić zaczęli, nawet Dominikowa podpiła se niezgorzej i nuż wywo-