Wtedy kieliszek obszedł wszystkich pokolei. Stara podała chleb, sól, a wkońcu i wędzonej, suchej kiełbasy na przegryzkę.
Przepili parę razy z rzędu, aż oczy pojaśniały wszystkim i języki się rozwiązały. Jagna ino uciekła do komory, bo niewiada czemu, chycił ją płacz, że aż przez ścianę słychać było chlipanie.
Stara chciała do niej bieżyć, ale ją wójt zatrzymał.
— I ciele beczy, kiej je od maci odsadzają... zwykła to rzecz. Nie we świat idzie, nie na drugą wieś, to się z nią jeszcze cieszyć będziecie... Nie będzie jej nijaka krzywda, to ja, wójt, wama mówię — wierzcie...
— Juści... inom se myślała zawdy, wnuczków się doczekam na pociechę...
— Nie turbujcie się, jeszcze się żniwa nie zaczną a już pierwszy będzie..!
— Pan Jezus to tylko wie przódzi, nie my grzeszni! Zapiliśmy, prawda... a mnie tak jakoś żałośliwie na sercu, kiej na pochowku...
— I nie dziwota, jedynaczka z domu, to waju się już za nią cni... Jeszcze ździebko, na frasunek! Wiecie, pójdziem wszystkie do karczmy, bo mi już ano wódki zbrakło, a i tam pan młody kiej na wąglikach wyczekuje.
— W karczmie to zrękowiny będziemy odprawiać?
— Po staremu, jak ojce nasi robili, ja, wójt, wama to rzekłem — wierzcie.
Kobiety się ździebko przyodziały świąteczniej, i wnet wychodzili.
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.
— 194 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/4/4e/W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont-Ch%C5%82opi_Tom_I.djvu/page204-639px-W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont-Ch%C5%82opi_Tom_I.djvu.jpg)