Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 184 —

siadki, rzekomo soli pożyczyć, i już na odchodnem nie wytrzymała, ino wzięła kumę na bok i szepnęła:
— Wiecie to, Boryna posłał z wódką do Jagny! Ino nie mówcie, bo mój tak przykazywał.
— Nie może być! Gdziebym ta z ozorem po wsi latała! pleciuch to jestem czy co?... Taki dziad i za trzecią kobietę się bierze! Co to dzieci na to powiedzą! O świecie, świecie! — jęknęła ze zgrozą.
A skoro wójtowa wyszła, przyodziała się w zapaskę i chyłkiem przez sad wpadła do Kłębów, co wpodle siedzieli, pożyczyć szczotki paczesnej, że jej była się dziesik zapodziała.
— Słyszeliście? Boryna żeni się z Jagną Dominikówną! Dopiero co szły do niej z wódką.
— Nie! — cudeńka prawicie! Jakżeby, to dzieci dorosłe i sam już w latach!
— Juści, że niemłody, ale mu nie odmówią... nie, gospodarz taki, bogacz!
— Albo i ta Jagna! Widzieliście, moi ludzie! To się lachała z tym i owym... a teraz gospodynią pierwszą będzie! Jest to na świecie sprawiedliwość, co?... a tyla dzieuch siedzi... choćby i tę siostrzynę...
— A moje po bracie! a Koprzywianki, a Nastusia, a drugie! to nie gospodarskie, nie śwarne, nie poczciwe, co?...
— Będzie się ona dopiero nadymała! i tak, kiej ten paw chodzi a głowy zadziera.
— Bez obrazy boskiej się też obyć nie obędzie — kowal, ni drugie dzieci nie darują swojego macosze, nie.