Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 180 —

pojrzał miłościwie na niego w tej godzinie i rzekł ostatnim tchem:
— Pójdź Burek ze mną!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

I piesek w to oczymgnienie puścił ostatnią parę i poszedł za Panem.
Amen.
— Tak było, jakom rzekł, ludzie kochane! — powiedział łagodnie, skończywszy, przeżegnał się i poszedł na drugą stronę, gdzie mu już Hanka spanie narządziła, że to wielce był utrudzon.
Głuche milczenie zaległo izbę. Rozważali se wszyscy tę dziwną historię, a dziewczyny niektóre, jak Jagusia, Józka i Nastka, to obcierały ukradkiem oczy, bo tak je rzewnością przejęła dola Pańska i ta Burkowa przygoda; a samo już to, że się taki pies znalazł we świecie, co lepszy był od ludzi i wierniejszy Panu, zastanowiło wszystkich niemało... i poczęli zwolna, pocichu jeszcze czynić uwagi różne i dziwować się nad tem zrządzeniem boskiem, aż Jagustynka, która była pilnie słuchała, podniesła głowę, zaśmiała się urągliwie i powiada:
— Baj baju, chłop śliwy rwie, a ino ich dwie! Ja waju lepszą powiem przypowiastkę, o tem, skąd się wół wziął człowiekowi:

Pan Bóg stworzył byka.
I byk był.
A chłop wziął kozika,
Urznął mu u dołu
I stworzył wołu —
. . . i wół jest!