Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 145 —

— Taki skrzat! A ma to ona już lata? Widzi mi się, że jeszcze łoni krowy pasała!..
— La chłopa to już lata ma, ale i morgów ma tyla, że się parobki śpieszą.
— Będą się i do ciebie śpieszyły, Józia, będą...
— Jak się tatuś z trzecią nie ożenią! — zakrzyczała Jagustynka, gdzieś z trzeciego zagona.
— Co wam też w głowie, a toć dopiero na zwiesnę matkę pochowali — powiedziała przetrwożonym głosem Hanka.
— Co ta chłopu szkodzi. Kużden chłop to jak ten wieprzak, żeby nie wiem jak był nachlany, to do nowego koryta ryj wrazi... Ho, ho, jedna jeszcze nie dojdzie... nie ostygnie całkiem, a już za drugą się ogląda... pieski to naród... A jak to zrobił Sikora? W trzy tygodnie po pochowku pierwszej z drugą się ożenił.
— Prawda, ale i drobiazgu po nieboszczce ostało pięcioro...
— Rzekliście! ale ino głupie uwierzą, że la dzieci się ożenił... la siebie, bo mu markotno było samemu pod pierzyną!..
— Mybyśwa ojcu nie dali, oho!.. — zawołała energicznie Józia.
— Młódka ty jeszcze, to i głupia... ojcowy grunt to i ojcowa wola!
— Dzieci też coś znaczą i prawo swoje mają — zaczęła Hanka.
— Z cudzego woza, to złaź choć i w pół morza — mruknęła głucho Jagustynka i zamilkła, bo Józka