Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 133 —

mom z żałością i często sobie westchnęła, ale już ją odchodziła smutność, bo powiedziała:
— Tym dziedzicom, to dobrze... Widziałam dziedziczkę z Woli z panienkami, to tyla sobie kupowali, że aże lokaj za nimi nosił! i tak co jarmark!
— Kto cięgiem jarmarczy — temu długo nie starczy.
— Im tam wystarczy.
— Póki Żydy dają — rzucił złośliwie, aż Jaguś obejrzała się na niego i nie wiedziała, co rzec na to, a stary, patrząc na nią, zagadnął cicho:
— Byli to od Michała Wojtkowego z wódką u ciebie, Jaguś, co?...
— A byli i poszli!... Niezguła jeden, jemu też swatów posyłać — zaśmiała się.
Boryna powstał prędko, wyjął z zanadrza chustkę i coś jeszcze w papier owinięte.
— Potrzymaj no to, Jaguś, bo mnie trzeba zajrzeć do Antka.
— Jest to na jarmarku? — Oczy jej pojaśniały.
— Ostał przy zbożu, tam ano w ulicy. Weź sobie Jaguś, to la ciebie — dodał, widząc, że Jagna zdumionemi oczami wodziła po chustce.
— Dajecie?... Naprawdę la mnie? Jezus, jakie śliczności! — wykrzyknęła, rozwijając wstążkę tę samą, co się jej tak podobała. — Hale, ino tak przekpiwacie se ze mnie, za cóżby mnie? Kosztuje tyla pieniędzy... a chustka czysto jedwabna...
— Weź Jaguś, weź, la ciebie kupiłem, a jak ta