Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na olbrzymich instrumentach tak przedziwnie cicho, że tylko jakby szmer zamierającej fali przewiewał nad zasłuchanemi głowami, niekiedy jakby świergot ptasi przeleciał lub zabrzęczały roje pszczół. A jeszcze niżej, u stóp Buddhy, na podjum nieco wzniesionem, stała jakaś kobieta w białej, greckiej szacie. Była jakby zatopiona w modlitewnej ekstazie i końcem palców lewej ręki dotykała głowy jakiejś skurczonej, nagiej postaci, klęczącej przed nią... Zenon został przy drzwiach, gdyż wszyscy trwali w znieruchomiałem milczeniu, zapatrzeni i zasłuchani. Dopiero gdy ścichła muzyka i żywiej rozbłysły światła z kryształowych lotosów, podszedł do niego Mr. Smith.
— Będą dzisiaj nadzwyczajne rzeczy — szepnął, biorąc go pod ramię. — Miss Daisy prosiła, bym pana do niej przyprowadził! Medjum dzisiaj jest w doskonałej kondycji. Właśnie Bławatskaja wprowadza je w trans. Pozna ją pan osobiście na agapie. Medjum przywiezione z Tybetu. Prawda, jakie tłumy. A to tylko wybrani z wybranych! Inaczej, a mielibyśmy pół Londynu! I wszystkie sfery, od lordów aż do robotników. Pisałem do Mr. Joe, nie przyszedł! — poskarżył się wkońcu.
Zenon usiadł przy Daisy, skinieniem głowy pozbywając się gadatliwego staruszka, który przez cały seans nie spuszczał z nich oczów.
— Niech się pan nie pozwoli owładnąć nastrojowi!