Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

— Lala!
Nie wiedział, co się z nim działo. Całował te rączki z uniesieniem, stracił przytomność ze szczęścia. Dziecko zaczęło trzeć piąstkami oczy i znowu piszczeć. Wyjął je ostrożnie z łóżka, owinął kołderką i posadził.
— Lala, bawić Zosię! lala! — szczebiotała — ciągnąc go za wąsy.
— Powiedz: tata! tata! — prosił, żebrząc tkliwie.
Ale dziecko kręciło główką.
— Lala nie tata!
On ją wciąż całował i prosił:
— Powiedz: tata! tata! Lala jest tata! — i obsypywał gradem najsłodszych nazwisk.
Miał niebo w duszy, był jak pijany szczęściem i tak pochłonięty dzieckiem, że nie słyszał, iż wkrótce za nim, snadź przebudzony płaczem i szeptem, Kuroński wszedł, aby zobaczyć, co się dzieje.
Uśmiechnął się, ujrzawszy obraz, ale nagle coś go tknęło.
— Powiedz: tata! tata! — szeptał Antoni.
Kuroński stanął przy drzwiach i patrzał... Jakieś nagłe, jak piorun olśniewające podejrzenie rozbłysło mu w mózgu i ciężkiemi włóknami zazdrości skupiało się coraz bardziej. Tysiące szczegółów, zatartych dawno w pamięci, nigdy nawet nie postrzeżonych świadomie, a tylko wchłoniętych bezwiednie, tysiące drobnych pyłków: tam uśmiech czyjś, tu słowo, tu spojrzenie, to znowu coś, z czego nie zdawał sobie sprawy, z taką szaloną szybkością