— Przed wyjazdem będziesz u mnie?
— Będę z pewnością. Muszę się z twoimi widzieć i pożegnać; może was już nie zobaczę.
Kuroński się zerwał; przez twarz mu przeleciała chmura serdecznego wzruszenia.
— Chcesz odjeżdżać jutro? Nie, na to się nie zgadzam; zostaniesz u mnie choćby kilka tygodni. Odwiedzisz przy sposobności znajomych. Pomyśl, jak smutną dla mnie jest ta samotność! Zostaniesz, przyjacielowi tego nie odmówisz, w imię Heli cię proszę, w imię tych dawnych, dobrych czasów, spędzonych razem — jeśliś mi jest przyjacielem, zostaniesz.
Antoni nic zrazu nie odrzekł; pochylił tylko głowę na piersi, aby nie spostrzeżono jego krwawego rumieńca i bolesnego drgania twarzy, a później powiedział cicho:
— Jutro muszę odjechać, powinienem koniecznie, nawet zaraz, zaraz, natychmiast.
— Dlaczego musisz? Dwa lata temu tak samo mówiłeś i odjechałeś; nie pytałem się: dlaczego? choć miałem pewne prawo tak pytać, ale żona przez delikatność kobiecą radziła mi nie pytać; teraz wszakże nie zniosę, żebyś mnie, przyjaciela, zbywał niczem.
— Muszę koniecznie, pojadę. Nie pytaj o przyczyny, nie pytaj! — szeptał Antoni, siłą pokrywając zmieszanie.
— Pomówcie o tem, a ja muszę odjeżdżać — zaczął Władysław i powstał, żegnając się z nimi.
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/36
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 32 —