Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wojsk nieprzyjacielskich. Losy się długo ważyły. Wreszcie udało się wysiłkom Napoleona przełamać szeregi pruskie. Zwycięstwo zdawało się chylić ku Francuzom. Napoleon, stojąc na wzniesieniu w otoczeniu adjutantów (jak przystało na wodza, podług słów księdza Łopatki), śledził orlą uwagą przebieg walki. Jeszcze jedno posunięcie, jeden wysiłek — i zwycięstwo. Aliści podniosła się mgła dymu z równiny i odkryła lśniący łan piechoty angielskiej, ustawionej w czworobok. — Pułki te nadeszły pod mgłą w czasie bitwy i nie brały dotąd udziału w walce. Napoleon jednym rzutem oka ocenił ważność chwili.
— Ten czworobok mi złamać! — cisnął rozkaz dowódcy kirasjerów, których oszczędzał dotąd, by ich rzucić na szalę w decydującym momencie.
Runęły pułki niezłomne... Zrazu jak lawina śnieżna — rosły w wicher, w miarę, jak się po pochyłości terenu zbliżały ku równinie.
Napoleon przyłożył szkło do oczu i z zapartym oddechem śledził ich pęd. Nagle zwrócił się do marszałka Neya, który zdejmował przed rozpoczęciem bitwy plan terenu.
— Co tam ta kapliczka znaczy? — rzekł wskazując biały punkt na pochyłości, ku któremu właśnie zbliżała się, w najwyższym rozpędzie chmura kirasjerów. — Ta kapliczka stoi tam nie bez przyczyny...