Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w mroczni lasu. Przy stole, ociekłym deszczem, wywinęły się anegdoty wesołe, opowieści. Późno we wieczór opuścił Ekscelencya naszą kwaterę leśną.
Zycie w obozie, gdy deszcz ustał, roznieciło się na dobre. Warsztaty, jak bazary, porozkładały u wejścia namiotów swoje liche stoły. Kancelarya pułkowa, kryjąca się przed deszczem z aktami w zachronie celt, rozpoczęła urzędowanie na słońcu pod baldachimem konarów. W kompaniach, niby w poodłączanych kureniach, swoiste życie rozdniało. Przejść wśród namiotów —: ten się wczasuje, ów czyści broń — ówdzie kółko przyjaciół wesołe — tamten naprawia garderobę, inny kompot sobie w menażce nad ogieńkiem warzy — jakiś opieka gęś. A oto węch ściągające, spreperowane, nad ogniem rozpięte całe prosię. Z odpowiednią powagą siedzą przed niem wyczekująco właściciele spółki.
Ukazały się dwa pisma obozowe: jedno satyryczno-humorystyczne »Reluton« i drugie, poważne »Czwartak«. Usiłowania, by połączyć obie redakcye, skutku nie odniosły.
Nadeszła do pułku poczta, pierwsza od wyruszenia. Z nią przyszły też z Piotrkowa wieści hiobowe, że »podobno połowa pułku czwartego zginęła«, że nas już niema i t. p. Wielce nas to ubawiło. Do kroniki pułku przybyła jedna humorystyczna rubryka: wieści z za frontu.
Tymczasem życie w obozie beztroskliwie szło. Chłopcy, zwiedziawszy się o miodzie w osiedlu po-