Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dżdżu delikatnych kryształów, które dają pojęcie o pyle kosmicznym, które stoją na granicy rzeczy widzialnych, widnieją sennie białe lasy smrekowe, poliniowane z czerni i bieli, nasiąka światło słoneczne i mieni się śnieg — dziś znowu inny, nierówny, chropawy, jak szlachetny papier Watmana do rysunków kredkowych. I świat ludzki, ta wieś w dali, kościół, gaje, drogi, wyglądają jak fantazya, zabawka, w tej niby mgle, niby pyle, przetopionym w wielką jasność!





16 stycznia.

Wspaniały dzień — słoneczny — straszny mróz, powiadają o 22° R.! Mimo tego przeciąga ledwie odczuwany wietrzyk, a niebo, jakby babiem latem, zawleczone lekką, ledwie widzialną pajęczyną. Nizko przed górami unosi się, jakby mgła, nikły tuman, nasiąkły światłem słonecznem. Z kominów buchają śnieżne gejzery, wiją się i kotłują, zanim rozpuszczą się w przestworzu. Ponad potokiem dy-