czubajkowate tatarskie kołpaki. Między niektórymi kolikami siedzą jak bedły, rydze — gąski z wywiniętymi w górę grubymi brzegami, jak miseczki garncarza-gwazdały. Na drzewach we wsi, na przydrożnych jesionach, w gajach około domów — mało śniegu: zwiały je dujawice (zamieć śnieżna), tylko w rozsochach pozostały jeszcze kawały. Tu i owdzie na grubych konarach modrzewi leży smuga śniegu, lecz wiotkie gałązki, pień, całe prawie drzewo, wolne od śnieżnej powłoki. Czasem, gdzieś w plątaninie gałęzi ocalała kupka śniegu jak wiewiórka, z zadartym ogonkiem. W ciszy, w sadkach, na przysadzistych jabłonkach śniegu więcej, lecz i tu tylko w widłach tkwią potworne, bezkształtne kawały, jakby urwane kawały piany. Kity młodej choinki nabite śniegiem, jak pędzel golibrody mydlinami. Najwięcej jeszcze pozostało w głowaczach — wierzbach: cały łeb nabity, nadziany śnieżną masą, poobrywaną, bezkształtną, a z niej strzelają nagie ciemne rózgi, prątki i bujne gałęzie, a cała wierzba podobna do olbrzymiego kwacza.
Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/7/73/W%C5%82adys%C5%82aw_Matlakowski_-_Wspomnienia_z_Zakopanego.djvu/page47-1024px-W%C5%82adys%C5%82aw_Matlakowski_-_Wspomnienia_z_Zakopanego.djvu.jpg)