Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


9 listopada 1892 r.

Wstaje cudowny dzień. Tryskają snopy światła na Gubałówkę; cała wieś jeszcze w cieniu, siwieją strzechy, siwe są pola, oszadziałe drzewa, ośroniałe mosty. Ale słonko chyżo pomyka w górę, a szadzielina znika, jak masło w ogniu, roztapia się w rzęsistą rosę. Wszystko jakby zlane, błyszczy, lśni się blaskami światła. Tylko w cieniach, za każdą chałupą, za każdem drzewem pozostaje, jak fotograficzna klisza, siwy cień szadzieliny; a tu chrupi pod nogami warstewka zmarzłej ziemi, a najeżone zeschłe badylki, ściebła, ścierniska, listeczki koniczyny, szczypiorki i piórka traw tworzą wzorzysty, siwy kobierzec, rzekłbyś siwy kożuch, kędzierzawy, krótkorunny na mazurskiej czapie. I pomimo mrozu poznasz, co latem gdzie rosło; ten drobny a suty i gęsty kożuszek, to niedawno skoszona młaka, której ździebełka traw jeszcze nie zdążyły odrość; ten skrawek gruborunny, kwiecisty, to zamarzła, rzęsista koniczyna; ta nierówna, z ma-