Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 387 —

Widocznie opatrzył tu swoje rany, odtąd bowiem gubił się szlak krwawy.
Bimbasza zniknął zupełnie; wierny pies pobiegł zapewnie za swym panem...
Fogelwander powrócił do pieczary, aby raz jeszcze rzucić okiem na straszny obraz... Było to pobojowisko, na którem, według wszelkich przypuszczeń, Trokim przy pomocy Bimbaszy pokonał trzech wrogów. Człowiek, którego trup leżał u samego wejścia pieczary, wchodził widocznie do niej pierwszy, lecz nim sam strzelić zdołał, padł od celnej kuli hajdamaka. Bimbasza snać walczył z drugim napastnikiem o czarnej brodzie. — Szachin zaś sam wejść musiał w śmiertelne zapasy z watażką... Ciało jego gęste pokłóte było nożem, kilkadziesiąt pchnięć głębokich znajdowało się za niem...
Południe dawno już minęło — czas był pomyśleć o odwrocie. Porwisz wydobył pistolet i kazał iść przed sobą chłopu. Nie potrzeba było oryentować się długo, bo stróż janczyniecki z bystrością prawdziwego syna natury wskazywał drogę z jarów na pole. Późnym do-