Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 385 —

rek pęknięty, z którego rozsypały się dukaty; ruble, łańcuchy złote, sznurki pereł i korali...
Cała ta część jaskini zasiana była złotem i klejnotami... Leżały tu w nieładzie kielichy kościelne, pierścienie, naszyjniki, srebrne puhary, krzyże, i najrozmaitsze monety złote i srebrne... Złoto dziwnie błyszczało w kałuży krwi, która okrywała grunt skalisty...
Fogelwander cofnął się ze wstrętem widząc, że stopy jego grzęzną we krwi... Rzucił raz jeszcze okiem po pieczarze. Szukał Trokima watażki... Nie było tu zwłok jego... Równocześnie i pies hajdamacki rzucił się w kąt ciemny, i wróciwszy ztamtąd skomląc i z widocznym niepokojem, wybiegł z pieczary, nawąchując ślady, jakby szukał kogoś...
Oficer wyszedł z tej otchłani śmierci i złota, i zaczerpnął powietrza, aby się pokrzepić po tak wstrętnych wrażeniach.
— Porwisz — rzekł do wachmistrza — pilnuj chłopa, aby nam nie uszedł. Musimy go zatrzymać, aby się zapewnić, że tego złota nikt nie ruszy, aż do naszego powrotu w to miejsce. Gdzie pies?