Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 379 —

Bimbasza istotnie zdawał się mocno niecierpliwić... Warczał groźnie na Fogelwandra, podbiegł do chłopa, skomlił żałośnie, odbiegał naprzód, patrzył, czy nie idzie za nim, i znowu wracał, łasząc się, jakby za sobą prosił...
Fogelwander przywołał jednego żołnierza, zsiadł z konia i Porwiszowi to samo uczynić polecił, a oba konie oddał żołnierzowi, każąc mu czekać w karczmie; Dragonię wysłał pod dowództwem młodszego oficera do Kamieńca, sam zaś z Porwiszem postanowił pójść za Bimbaszą.
— Idź za psem naprzód — zawołał na chłopa.
Stróż karczemny ruszył, a biedny Bimbasza biegł naprzód na trzech nogach, oglądając się za swym towarzyszem. O kilkadziesiąt kroków z tyłu postępowali za nim Fogelwander i Porwisz. Minęli pole, i weszli w jary przepaściste. Droga, którą wskazywał Bimbasza, prowadziła urwiskiem po nad brzeg głębokiego, skalistego jaru.
Fogelwander idąc patrzył w przepaść głęboką i nagle zatrzymał się na