Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 327 —

Potem szepnął Fogelwander przez otwór:
— Porwisz niech ustąpi ode drzwi, a wy je zatarasujcie, jak możecie, byle na chwilkę oprzeć się mogły. Ja was tymczasem wyręczę w ogniu.
I położywszy się na dachu, dał dwa razy ognia z pistoletu, raniąc za każdym razem jednego z pachołków. Oblężeni tym czasem zamknęli drzwi zasuwką i przyparli do nich wszystko, co tylko znajdowało się w budzie.
— Teraz za mną — rzekł Fogelwander — po jednemu, a ostrożnie, aby się dach nie załamał....
I przysunąwszy się do parkanu kazał Greczynce spuścić się na dół po drabinie, i sam się zsunął na ziemię. Za chwilę Ogarek, Kwacki i Porwisz byli już także pod parkanem, na czystem polu, i zarazem z Fogelwandrem i jego zdobyczą zniknęli w ciemnościach nocy...
Tymczasem przybyła załodze Aronowej z miasta pomoc, złożona z kilkunastu żołnierzy. Przypuszczono szturm formalny do drewnianej budy, i zdobyto ją z wielką walecznością od razu — ale niestety! wewnątrz nie było już nikogo...