Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 291 —

ku, który tyle tysięcy ludzi sprowadził do Brodów, garnizon miejscowy był nadzwyczaj zajęty, aby przestrzegać porządku i bezpieczeństwa, poskramiać zwady i czuwać nad złodziejami. Oficerowie znajomi Fogelwandrowi byli wszyscy mocno zajęci, i dopiero wieczorem mógł się, z nimi widzieć. Oprócz nich nie znał nasz bohater nikogo; trzeba było tedy czekać całą połowę dnia cierpliwie, a tu każda godzina, spędzona w niepewności w rozdrażnieniu gorączkowem wydawała się wiekiem całym.
Fogelwander chodził po pokoju w nieznośnej nudzie, kiedy usłyszał w sieniach a potem w ubocznym pokoiku szepty, przerywane wesołym śpiewem gwardyaka....

Ariodantes pod te mury
Z całem swem wojskiem przybywa!
Ariodantes! Ariodantes!
Aaa-rioo-daaan-tees!!!

Tak śpiewał Ogarek, naśladując straszliwym głosem tryle operowe. Fogelwander chciał wybiedz do drugiego pokoju, gdy w tej chwili po trzykrotnem pukaniu stanął we drzwiach Ogarek.