Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 285 —

— Jak widzę-wtrącił Ogarek — tobyś ty chętnie wrócił do zielonego munduru i do armat Kamienieckich! Kwacki milcząc westchnął.
— Ceugwartem być to ładna ranga, dalibóg ładna.... — mówił dalej Ogarek patrząc na Kwackiego — gdyby to tak złe naprawić jakoś, hę?.... co ty na to mówisz Kwacki?
— Czy chcesz żartować z mego nieszczęścia? — rzekł tonem wyrzutu Kwacki — wszystko już przepadło...
— A jak nie przepadło?
— Jakto, a krygsrecht? a dezercya?
— Możeby na to i był sposób... Kto wie, czy nie mam na to rady....
Kwacki wpatrzył się zdumionym wzrokiem w gwardyaka.
— Słuchaj uważnie, co ci powiem — ozwał się Ogarek — znasz mnie nie od dzisiaj, wiesz, żem był zawsze dobry chłop i życzliwy kamrat, a z tobą w Warszawie w szczerej przyjaźni zostawałem. Daję ci parol gwardyacki, że nie żartuję. Wiem ja znaczną osobę, coby ci pardon i rangę u pana Witta, a jak trzeba wyżej, to i wyżej, n. p. w depar-