Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 214 —

tak boisz? — przerwał Fogelwander watażce, który snadź z pewnym rodzajem rozkoszy przypomniał sobie hajdamackie czasy.
— Czemu ja się boję Szachina? — odrzekł kampańczyk — alboż ja nie wiem, co mnie czeka, gdybym mu w ręce popadł? Jasny rotmistrzu, on na hajdamakach skarb zrobił; za lada kopę groszy, za kilka złotych przedawali mu pierścienie, srebrne krzyże, puchary złociste, kielichy kościelne, ornaty i inne drogie bogactwa. A potem, gdy Bóg dopuścił i pomsta na nas przyszła, a krwawe pokaranie, Szachin od dragonów i od kozaków nas jak bydło kupował, za Dniestr pędził, Turkom w Oczakowie, w Chocimie, w Benderze przedawał.
...Ot tu razem ze mną w lochu był jego parobek, co mu uciekł i za hajdamaka był wzięty, choć nigdy nie był kampańczykiem, i chyba gdzie do czerni chłopskiej należał; ten mi opowiadał, co Szachin z naszymi robił. Taki był zwyczaj między czernią i między kampańczykami, że jak który jakiego się złota dorwał, coś większego we dworze lub u