Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 181 —

— Bo to musi być śliczna kobieta! odparł na pozór spokojnie.
— Podzielam pańskie zdanie — rzekł Włoch — i tembardziej żałuję, że jej nie znam i nie widziałem nigdy!
— Jakże się dostała w pańskie ręce? — zapytał oficer udając obojętność.
— To cała historya dość zabawna i dość ciekawa, jednakże nie wiem, czy ją usłyszeć zechcecie.
— Ale przeciwnie, przeciwnie, ta piękność mocno mnie zaintrygowała; chętnie cię słuchać będę, panie kawalerze.
Włoski awanturnik rozparł się wygodnie w krześle i począł mówić:
— Wiecie, że wracam teraz z Warszawy, gdzie ta mała Binetti pozbawiła mnie karyery, którą na dworze waszym nieochybnie zrobićbym był musiał. Otóż pewnego razu właśnie kiedym wychodził z pałacu księcia Sułkowskiego, u którego byłem na obiedzie, dopadł mnie stary Grek pewien i rzuciwszy mi się gwałtownie na szyję, zawołał: „Mistrzu, wróć mi życie!...“ Ale tu znowu musiałbym z Warszawy wrócić do Hagi i przytoczyć inną zabawną przygodę....