dem na honor oficerski, zresztą na nic się to panu nie przyda... Trokim panu nie powie nic, albo kłamstwo. Przyrzekasz pan?
— Przyrzekam.
— Po trzecie ciągnął dalej Szachin co do owej niewolnicy (bo to jest niewolnica do mnie należąca, przezemnie kupiona), co do niej, zrobić pan z nią możesz, co ci się podoba, ale zachowasz tajemnicę na zawsze, kto panu ją powierzył. Czy i ten warunek przyjmujesz?
— Przyjmuję.
— A więc przyjmujesz pan wszystkie warunki. Czy ich pan dotrzymasz, to inne pytanie. Nie mam na to żadnej rękojmi prócz przyrzeczenia. Ale ja się upewnię przysięgą.
— Jakto? — zawołał oburzając się oficer — mamże ci jeszcze przysięgać?!
— Nie potrzeba. Ja niechcę pańskiej przysięgi. Ja sam przysięgnę!
Fogelwander spojrzał ze zdziwieniem na Szachina.
— Tak jest, panu się nie przysłyszało. Ja przysięgnę, i to mi wystarczyć musi...
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/138
Wygląd
Ta strona została przepisana.
— 134 —