Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 97 —

wrócił do swych towarzyszy właśnie w chwili, kiedy gwardyak obudzonego kozaka zalewał węgrzynem, udając najkomiczniej w świecie lekarza Niemca, który zachwala jakąś cudowną miksturę.
Wina już nie stało, towarzystwo postanowiło rozejść się do domów.
— Co zrobimy z atamanem, czy z assawułą? — zapytał gwardyak, wskazując leżącego jakby bez duszy Kłyszkę — tak go zostawić nie można! Panowie kamradowie, to mój gość — pomóżcie mi go zanieść na moją kwaterę.
Wzięto na ręce biednego kozaka i wyniesiono go za gwardyakiem, a niebawem nocna cisza zapanowała pod Rycerskim Kogutem.
Porwisz poszedł do kwatery gwardyaka, gdzie złożono bezprzytomnego kozaka. Potem obaj żołnierze długo się naradzali z sobą, a wyszedłszy chodzili po rozmaitych stronach miasta, jak gdyby czynili jakieś ważne przygotowania.
Północ się już zbliżyła, gdy przed wały Bernardyńskie zajechała mała bryka, zaprzężona trzema silnemi i rączemi jak wiatr rysakami. Z bryki wyskoczyło