Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieczeństwo, jakiem zagrażały obrazowi zawiść i uprzedzenie.
Nazajutrz dziewczęta busowiskie nie miały nic pilniejszego do roboty, jak zebrać jak najwięcej polnych kwiatów i zasypać niemi cały ołtarz, a Tekla, która dotąd nic nie ofiarowała do cerkwi i nic ofiarować nie myślała, popchnięta teraz całą ambicyą, skoro świt pojechała do Sambora i wróciła z dwiema ogromnemi świecami z białego wosku i z dwoma lichtarzami z cyny, które świeciły się jak szczere srebro. Miejskie panie, bawiące w Spasie, które czasem chodziły na przechadzkę do Busowisk i z ciekawości zaglądały do budującej się cerkiewki, ujrzawszy w niej obraz, przychodziły prawie teraz codziennie, a coraz liczniej, i stały przed Matką Boską całemi godzinami. Jedna z nich przyniosła muślinu i ustroiła ołtarz w draperye; druga pospinała muślin jedwabną błękitną wstążką; inna znowu kazała przybić kwiecisty kobierczyk, aby służył ołtarzowi za antepedyum — zgoła, ołtarz ustroił się w kilka dni jakby cudem, i od biedy mógłby się już był obejść bez złocenia.
Naście skakało w piersi serce, jak ptaszek na rannem słońcu, spędzała cały czas wolny przed swoim obrazem w uniesieniu i niemej adoracyi,