Nasta rozgadała się teraz o wszystkiem: o Wasylku, o ks. Dzikowskim, o Cherubinach, o św. Michale pod Starąsolą, o przygodzie z kamieniarzem. Artysta wysłuchał chaotycznej opowieści cierpliwie, chwilkę milczał, jakby się wahał i rozmyślał, a nareszcie rzekł;
— Ja wam namaluję Matkę Boską i nic was to kosztować nie będzie, moja dobra kobieto. Ale obraz nie będzie na blasze i nie będzie można go przybić do jasionu. Jeżeli chcecie, namaluję wam Matkę Boską taką, abyście ją ofiarować mogli do cerkwi. Czy macie cerkiew w Busowiskach?
Nasta zamyśliła się. Żal jej trochę było odstąpić od pierwszej myśli, z którą lata całe się nosiła. Ale taki pan lepiej wie i pewnie lepiej radzi; taki pan i jeszcze malarz do tego. W Busowiskach buduje się właśnie cerkiew; niedługo będzie gotowa; trzeba będzie koniecznie świętych obrazów, a już teraz mowa o tem, aby co znaczniejsi gospodarze fundowali do cerkwi: ten ołtarz, drugi kielich, trzeci światło i inne rozmaite rzeczy. Czemużby jej obraz nie mógł zostać w cerkwi? Nawet lepiej mu będzie; deszcz go nie spłucze, wiatr nie wypije, słońce nie przepali; trwać będzie długo, w dalekie czasy, kiedy już Nasty nie będzie na świecie. I znowu Nasta zwinęła się we dwoje
Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/49
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.