Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było spotkać kilka bab i chłopów, pierwszych z podpartemi brodami, drugich z cybuszkami w zębach, jak stali przy kołkach i patrzyli na „fabrykę“, aż zdziwione i znudzone gęsi, które tu przychodziły na trawę, wynieść się musiały na inne samotniejsze miejsce.
Ale już w kilka miesięcy później fabryka przestała być honorowym tylko tytułem gruntu między lipami. Rozlegały się na nim echa toporów ciesielskich i zgrzyt pił i nawoływania furmanów, co zwozili materyał. Teraz Nasta mogła rozmówić się na fabryce z majstrami i dowiedzieć się, czego jej było potrzeba. Tak od niechcenia zrobiła jednemu z cieśli uwagę, że to pewnie ciężko tak równiutko i gładko ociosać grubą kłodę?
— Pewnie, że ciężko, a jakby nie ciężko!
— Ale kamień to jeszcze ciężej?
— A wy jak chcieli?
I tak dalej, słowo po słowie, Nasta dowiedziała się, że są cieśle i od kamienia, co kują figury całe, i że jeden taki jest w Samborze.
Nazajutrz Nasta wróciwszy z poczty, nawet nie wytchnęła, tylko zawróciła tą samą drogą do Sambora. Trzy mile tam, trzy mile nazad, ale jakoś to będzie; w nocy powróci. Był właśnie