Strona:Władysław Łoziński - Madonna Busowiska.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znajdował się istotnie w zakrystyi; powitano go radosnym okrzykiem.
Ale w tej chwili stanowczej na wzgórzu zasłaniającem staromiejski gościniec, zabłysnął bagnet i pokazał się hełm żandarma. Soroka uciekając, spotkał go na gościńcu, wracającego do miasta z patrolu, i przybywał z nim na odsiecz. Widok żandarma, zawsze tak groźny i imponujący, w tej chwili nie odniósł wypróbowanego skutku. Chłopi ścisnęli się koło obrazu, a Nasta podniosła w górę siekierę i wysunęła się naprzód z zapamiętałością głodnej tygrysicy. Grad kamieni, w które się zaopatrzyło młode pokolenie busowiskie, biorące udział w wyprawie, posypał się na żandarma i Sorokę, a chłopi unosząc obraz, ruszyli naprzód. Żandarm chciał im zastąpić drogę, ale Nasta w tej chwili ze zręcznością Indyanki rzuciła nań siekierę, która zadzwoniła o hełm i zsunęła się po ciele żandarma na ziemię.
Rozległ się huk strzału i odgłos powalonego ciała. To Nasta padła ugodzona kulą żandarma.
Na widok krwi, chłopi busowiscy rzucili się zaciekle naprzód, a żandarm z trudnością tylko uszedł śmierci, chroniąc się do plebanii. Teraz tłum bez przeszkody ruszył z powrotem do Busowisk. Nasta porwała się także z zakrwawioną piersią, ale